Dolce Vita Ristorante - podejście #2

Obiecałem sobie powrót do Restauracji Dolce Vita w Lublinie. Co do wystroju to nic generalnie nie mam. Stoły ładnie nakryte, tak jakby zaraz miało zjawić się bardzo dużo gości. I dobrze. Jednak wiadomo - diabeł tkwi w szczegółach. Świecznik, a właściwie wkład do "większego kieliszka" nie został podpalony gdy usiedliśmy do stołu (inni goście mieli ogień na stole ;) Mniejsza z tym - stan czystości tego kieliszka na wkład jest jak w wielu innych restauracjach - fatalny - brudny, wypalcowany, tłusty - po prostu nie wygląda to dobrze. Rozumiem, że każdy w lokalu ma swoją pracę. Warto przemyśleć czy aby nie lepiej być konsekwentnym w drobiazgowości i pedantyczności. 


Za pierwszym razem jadłem na zewnątrz więc dopiero teraz miałem możliwość zasiąść za stołem. Wiem, że do najwyższych człeków nie należę, jednak towarzyszyły mi osoby o różnych proporcjach ciałach (stosunek od pasa w górę do reszty poniżej pasa:) i jednogłośnie stwierdziliśmy, że krzesła są za niskie. Chodzi po prostu o to, że jedzenie w warunkach, gdzie trzeba wysoko unosić ręce nad talerzem jest po prostu niekomfortowe. 

Posiłek.
Postanowiłem spróbować pikantnej zupy rybnej z owocami morza. Solidna porcja, składników nie żałowano, naprawdę pikantnie doprawiona, owoce morza niegumiaste i twarde. Niezwykle esencjonalna i aromatyczna. Pozycja warta swej ceny (10 zł). Chętnie zjem ją ponownie w przyszłości.

Jeden z moich gości zamówił danie, o którym pisałem w poprzednim poście na temat w/w restauracji. Penne z łososiem i sosem śmietanowym. Forma podania zmieniła się - inny talerz, inne przybranie (zarówno koperek jak i natka pietruszki - trochę nie wiem dlaczego te dwa zioła razem zestawiono). Porównując porcję sprzed kilku miesięcy - mniejsza. Samo danie w smaku obroniło się, nie było ciężkie, łosoś miał przyjemny zapach i smak. 
Druga pasta - penne z kurczakiem w sosie śmietanowym. To danie także bez super rewelacji - proste, nie przekombinowane, odpowiednia gęstość sosu. Smaczne i poprawne. 
Trzecia pasta. Makaron muszle ze szpinakiem w sosie śmietanowym. I tu o dziwo makaron al dente, szpinak - spora porcja i bardzo dobrze doprawiony. Osobom preferujących szpinak z makaronem zdecydowanie polecam to danie, smaczne i przyjemne dla podniebienia.

Tak na marginesie.
Minusem w przypadku pierwszych dwu dań jest zdecydowanie rozgotowany makaron. Wiem, wiem, słyszę to na okrągło - Polacy nie lubią twardych makaronów, takich al dente. Jednak uważam, że jest to dość mocno posunięta generalizacja albowiem jestem Polakiem i lubię makaron al dente, zawsze. 
Tu sugestia do restauratorów serwujących dania kuchni włoskiej - może warto określić się, swój standard co do gotowanego makaronu, może warto gdzieś zaznaczyć w karcie, że jest to kuchnia włoska więc makarony sę al dente? A może nie pisać tego tylko poinstruować personel aby dopytywał jaki makaron klient sobie życzy - miękki czy al dente? I w końcu zacząć tak gotować. Takich sugestii udzielają najwięksi kucharze na świecie, którzy na każdym kroku podkreślają, że najtrudniejsze w gotowaniu dań z makaronem to ugotowanie makaronu. Pierwsze co oceniają, próbując pasty, to czy nie jest rozgotowana albo niedogotowana. 

Największe moje rozczarowanie - sałatka cezara. Nigdy nie jadłem tej sałatki z ananasem! Tak, w karcie napisano, że jest tam ananas. Postanowiłem nie ryzykować i poprosiłem o wersję bez ananasa, którego zastąpiłem oliwkami. Bazą sałatki jest... sałata. W przypadku sałaty lodowej - czego tu oczekiwać - no może jedynie chrupkości, takiej łamliwości (o ile jest świeża). Ta, która dostałem była jedynie poszarpana na duuuże kawałki - gdyby mnie obserwowano z innych stolików, zapewne musiałbym użyć noża do podzielenia tych sporych liści sałaty. Próbowałem sobie poradzić trochę jakbym był sam - ogromne liście jakoś wepchnąłem do swej buzi, brudząc się przy okazji sosem. Właśnie, sos czosnkowy, zbyt gęsty i tak niechlujnie wylany na środek sałatki. Zdecydowanie lepiej wyeksponować składniki sałatki poprzez obtoczenie w osobnej misce samej sałaty i wyłożenie jej na talerz, a następnie rozłożyć starannie pozostałe produkty. Ale największą wtopą wg mnie był kurczak. Jadłem to danie wiele razy i niemalże zawsze dostawałem spore, świeże i soczyste kawałki złotego kurczaka. Niestety. Te kawałki kurczaka, które zjadłem w tej restauracji, na moje oko i smak, były usmażone w głębokim oleju, a następnie odgrzane. Ich struktura - z wierzchu delikatna skorupka, a po nagryzieniu mięso było wysuszone. Osoby, które poprosiłem o spróbowanie kurczaka, odniosły takie samo wrażenie. Na dodatek wyobraźcie sobie - gryziecie kurczaka i inne osoby słyszą jak z waszych ust wydobywa się odgłos chrupania - jak przy jedzenie chipsów! A tak liczyłem na klasycznego, "dobrego cezara"...

Miłym zaskoczeniem było natrafienie na promocję - wszystko 20% taniej. Jednak niesmak pozostał i moje zdziwienie - jak tak świetne danie, jakim jest w/w zupa rybna, zostało podane jednemu klientowi z tak słabą sałatką, w której to najtrudniejsze to podać soczystego i świeżego kurczaka. 

Finito. Oceńcie sami.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz