Subiektywno-luźne skojarzenia
Myśląc o słowie gastronomia przychodzi mi na myśl Francja. Mam wrażenie, że mieszkańcy tego kraju mają niedościgniony apetyt na smak życia, a sama ziemia francuska rodzi nieustannie genialnych kucharzy i doskonałe produkty. Jakże często kojarzymy francuską gastronomię z bagietką, malutkimi kawiarenkami w zatłoczonym Paryżu, w których to przechodnie degustują się aromatyczną kawą i croissantem. Nota bene, choć ten ostatni rodzaj pieczywa utożsamiamy z Francją, zrodził się pod koniec XVII w. na Węgrzech (sama nazwa croissant oznacza nic innego jak półksiężyc). Jednak oprócz doskonałych wypieków gastronomia kojarzy mi się, w kontekście francuskim rzecz jasna, z mniej lub bardziej "zapachowymi" serami, truflami, gęsią wątróbką no i oczywiście z szampanem, innymi świetnymi winami oraz wieloma, wieloma innymi rarytasami.
Gastronomia to także nieodzowne skojarzenie ze stołowaniem się w restauracjach. Na początku były gospody i tawerny, w których to jednak nie można było oczekiwać niewiadomego czego - najeść się i wiśta wio! Z kolei w tawernach zezwolono na spożywanie wina, a z czasem rzucono gościom jakieś mięso. Jak w każdej społeczności są tzw. szanowani goście. Tym właśnie przedstawicielom ludu nie przystawało do zaglądania za drzwi gospody czy przydrożnej karczmy. Za pioniera restauratorstwa uznano Monsieur Boulanger, który od 1765 r. raczył swoich klientów gotowanymi potrawami. Jednak pierwsza restauracja na wypasie powstała w roku 1782, a poczynił to Antoine Beauvilliers, który nazwał to miejsce La Grande Taverne de Loundres. To właśnie tam serwowano przy pięknie nakrytym stole potrawy zamawiane z karty. W tamtych czasach w samym Paryżu można było naliczyć niespełna pół setki restauracji. Wiek później stolica Francji objęła swymi granicami około 1500 restauracji. I kto by pomyślał, że Francuzi upodobali sobie jadanie w restauracjach, jako powszechny sposób spędzania wolnego czasu, dopiero po II wojnie światowej. Dziś zwyczaj "jadania na mieście" wydaje się taki przyziemny i oczywisty, tym bardziej, że tylko w Paryżu znajduje się ponad 5,000 lokali gastronomicznych!
Potel & Chabot
Z czasem zrodziły się też we Francji firmy restauratorskie, a jedną z nich była Potel & Chabot. To zaufana i rozpoznawalna marka wśród Francuzów. No bo czy firma pałająca się szeroko pojętą gastronomią może inaczej wpisać się w historię swego kraju jak poprzez zorganizowanie największego we Francji przyjęcia? Otóż Potel & Chabot w roku 1900 zorganizowała bankiet burmistrza z Jardin des Tuileries, w którym uczestniczyło 22,000 gości. Wyobrażacie sobie? Bankiet... dwadzieścia dwa tysiące ludzi do nakarmienia. Czego potrzebowali do osiągnięcia tego celu? Ba! Tylko 95,000 kieliszków, 66,000 sztućców, 250,000 talerzy oraz 5km bieżących obrusów. Jakie potrawy podano? Specjalnie zorganizowanych 6,000 pomocników przygotowało między innymi 1500 kilogramów ziemniaków, zaledwie 1800 kaczek i od tak 2 tony łososia... A że chyba wszyscy zjedli ze smakiem, to na koniec zapalono cygaro, a właściwie 30,000 cygar. No i tak, wystarczyło się nieco przyłożyć do swojej roboty aby do dziś Potel & Chabot mogła pracować dla samego rządu francuskiego. Nic dodać, nic ująć - gastronomia na wypasie.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz