Polaka niedzielny obiad - rosół

Tak, własnie oczywiście. Polaka niedzielny obiad to rosół i schabowy. Ja jednak dziś skieruję Waszą uwagę tylko na zupę. Mówi się, że rosół to tylko z prawdziwej kury, a nie z chowu wielkoprzemysłowego (broilera). Prawdziwa kura czyli taka wiejska, która sama sobie grzebie w ziemi i wynajduje jedzonko. Taka kura wiedzie spokojny żywot, bez stresu, ma sporo ruchu, gimnastykuje się kiedy chce i gdzie chce, spotyka różne inne zwierzątka na podwórku - no generalnie ma dobrze! Jednak co zrobić jeśli nie mamy takiego drobiu?

Są trzy wyjścia - jechać do babci na wieś na prawdziwy rosół, nie gotować w ogóle tej zupy albo kupić to, co mamy pod ręką w jakimkolwiek sklepie. I to nie musi być od razu cała kura. Ja unikam ogołoconych korpusów/porcji rosołowych. Zamiast tego wolę lekki miks kurczaka i indyka. Z tego pierwszego wybieram np. ćwiartki, a z tego większego ptaka skrzydełka i koniecznie szyję.

Zamiast tradycyjnego rosołu z makaronem warto spróbować wersji z naleśnikami. Dzięki takiemu połączeniu tradycjna zupa jest nieco odmieniona.

Proporcje produktów do naleśników zawsze biorę na oko - w zależności od tego jakiej grubości chcę naleśniki - więcej mąki to naleśnik grubszy. Po usmażeniu pierwszego naleśnika trzeba wyciągnąć wnioski - czy jest odpowiednio słony, nie przesadziliśmy z pieprzem, za gruby/za cieńki placek? Jeśli jest OK, nie zmieniamy nic i wysmażamy resztę ciasta.

Naleśniki:
2 jajka, mleko, mąka, posiekana drobno natka pietruszki, sól, pieprz


Rosół:

1 szyja z indyka, 2 skrzydełka z indyka, 1 ćwiartka z kurczaka, 2 średnie cebule, 4 średnie marchewki, 1 duża pietruszka, kostka selera (klocek o boczku 5cm :), 1 por (biała część), 2 średnie cebule (przekrojone na pół, opalone nad palnikiem), pęczek natki pietruszki i garść koperku, 5 ziarenek ziela angielskiego i tyle samo listków laurowych, sól, pieprz. 


Wybieramy jak największy garnek, do którego wlewamy bardzo zimną wodę - najlepiej jakieś 5-10 centymetrów ponad poziom mięsa - stawiamy całość na palniku na małym ogniu (czyli mięso oraz ziele angielskie i liść laurowy dodaję na samym początku gotowania). Stosuję taką praktykę z ilością wody ponieważ łatwiej dolać wody do zupy niż ją odparować jej nadmiar. Więc jak woda zagotuje się pojawią się szumowiny na powierzchni, czyli ścięte białko. Należy je zebrać łyżką, zupę gotować dalej na bardzo małym ogniu aby tylko kilka bąbelków wychodziło na raz :) Mięso gotujemy bez warzyw - ok. 2,5 - 3 godziny. Na ostatnie 1,5 - 2 godziny wrzucamy wszystkie warzywa i dwie płaskie łyżeczki soli oraz pieprz wedle uznania. Na 20 minut przed wyłączeniem gazu dorzucamy zieleninę - koperek i garść natki pietruszki (zostawiamy do posypania rosołu na talerzu trochę natki i jak ktoś lubi w rosole także koperek) - te składniki niekoniecznie muszą być posiekane. Wszystko po ugotowaniu przecedzamy przez sito. Mój rosół wyszedł bardzo intensywny w smaku (nie mylić z przesolonym:) dlatego rozcieńczyłem go wrzątkiem i ponownie zagotowałem. Gdyby w jakiś sposób wyszedł Wam przesolony - należy wrzucić do zupy 1-2 ziemniaki i je ugotować - powinny wchłonąć nadmiar soli. Warto pamiętać aby gotować ziemniaki w garnku z przykrywką bo znowu woda odparuje i słony rosół dalej pozostanie.  

Marchewkę z rosołu zostawiam, albowiem gdyż uwielbiam taką ugotowaną, słodziutką - wrzucam ją czasami w całości do talerza. Ładniej jednak wygląda pokrojona w drobną kostkę. Pozostałe składniki lądują do kosza, a mięso z gotowania wykorzystuję do kanapek do pracy zamiast wędliny :P

Naleśniki zwinąłem w rulon i pokroiłem na małe paseczki - jeden naleśnik na osobę.


Warto czekać 5 godzin na talerz rosołu, oj warto!

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz